sobota, 4 maja 2013

Post-op

Będąc jeszcze na sali wybudzeniowej słyszałam jak pielęgniarki mówiły,że dzwonił mój Mąż wspaniały i niedługo będzie w szpitalu.
Przewieziono mnie do mojego pokoju gdzie R.już na mnie czekał.
I tu będę się powtarzać aż mnie ktoś nie zamknie,a nawet jeśli zamknie to będę piszczeć:
Nic,nic na świecie nie pomogło mi tak,jak Jego obecność.Przysypiałam,ale wiedziałam,że jest obok,trzyma mnie za rękę,poprawia poduszkę,łóżko,przykrywa,odkrywa,pomaga przekręcić się lekko na bok,podkłada poduszkę,całuje w czółko.
Nie musiałaby i tego robić wystarczyło mi,że był,a ja czułam się bezpieczna.Wiedziałam,że przy Nim nic mi się nie stanie i tak było.
W takich chwilach człowiek docenia najbardziej co/kogo ma.
Dziękuję Ci Skarbie.

Kilka godzin później poprosiłam pielęgniarkę o pomoc w pójściu do toalety- w zasadzie nawet bym nie prosiła ale nie pozwoliła samemu jeszcze wstawać.
Ból zelżał,mogłam pić małymi łyczkami niewielkie ilości wody.

Przespałam też całą noc bez większych dolegliwości.

W niedzielę,na drugi dzień pozwolono nam pić więcej i dopiero wtedy dotarło do mnie,że ja 2 tygodnie mam być o wodzie i herbacie!
Pielęgniarka która się nami opiekowała a swoją drogą w 9 tygodni zrzuciła 20kg po opasce z uporem maniaka powtarzała:"tylko woda i herbatka".Wspaniała kobieta ale mało nie rzuciłam w nią kapciem.
Burczenie brzucha przyprawiało mnie o mdłości,nie wiedziałam,że głód fizycznie boli!
Było źle.

W poniedziałek wypisano nas do domu.

Musieliśmy jeszcze wstąpić na zakupy i podjechać po psa do znajomych.
W ramach podziękowania kupilismy im m.in sernik i ciasto wiśniowe z bezą na wierzchu a mnie żołądek przyrastał do kręgosłupa.

Pokroiłam im nawet to ciasto.Zostałam sama z tym ciastem w kuchni na chwilę.Boże.

Kawa za to smakowała wybornie.Bez cukru,bez ksylitolu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz